Obszerny wywiad z Radosławem JASIŃSKIM / Najlepszy Zawodnik Roku 2021
1) Radek, na wstępie gratulujemy zdobycia w ostatnim czasie dwóch nagród
(„Niezastąpiony” w ARTBUD IV Liga oraz Zawodnik Roku 2021 WZPN). Jakie uczucia
towarzyszyły Tobie podczas wyżej wymienionych sukcesów?
Radosław Jasiński: Przede wszystkim bardzo się cieszę z każdego wyróżnienia, które
otrzymuję. Uważam, że te dwie nagrody są zupełnie różne. Jeśli chodzi o nagrodę
„Niezastąpiony”, to myślę, że rozegranie pełnej liczby minut w poprzedniej rundzie, czyli 1710,
zawdzięczam mojej miłości do gry oraz zawziętości. Nadal jestem takim małym dzieckiem, które
zawsze chce grać wszystko, nawet mimo kontuzji czy niesprzyjających warunków. Dla mnie
mecz jest zawsze świętem. Na przykład w sierpniu, od razu po pierwszym meczu, pojechałem
swoim samochodem na obóz trenowanej przeze mnie drużyny do Olecka. Następnie, pod
koniec obozu, w piątek w nocy, wyjechałem do Kórnika, żeby rozegrać mecz drugiej kolejki. W
jedną stronę jechałem 700 km. Ale satysfakcja gry w spotkaniu zrekompensowała mi całe
zmęczenie. Co do nagrody Zawodnika Roku 2021 WZPN, to byłem bardzo zaskoczony
nominacją, a jeszcze bardziej wygraną. Zawsze dawałem na boisku z siebie 100%, ale nigdy
nie zostałem doceniony za swoje umiejętności. Rok 2021 zbiegł się z bardzo dobrymi wynikami
naszego zespołu. Dzięki kolegom z drużyny udało nam się utrzymać w IV lidze, ustanowiliśmy
rekord minut bez straconej bramki. Dlatego słowa uznania należą się wszystkim zawodnikom,
trenerom, kierownikowi oraz prezesowi. Ja po prostu jestem reprezentantem naszej mocnej
ekipy. Z mojej strony bardzo chciałbym podziękować wszystkim głosującym na mnie, bo wiem
że była duża mobilizacja w środowisku kórnickim oraz w Mosinie. Zwłaszcza, że ani ja, ani
moja najbliższa rodzina nie posiadamy Facebooka.
2) Nawiązując do Twojej przeszłości, gdzie zaczynałeś swoją karierę z piłką? Jak
wspominasz swoje występy w juniorskich drużynach?
R.J. : Zaczynałem swoją grę w Orle Międzyrzecz. Na swoje pierwsze treningi
przychodziłem do drużyny chłopców o 3 lata starszych. Polegały one bardziej na grze w piłkę
przez najlepszych chłopców w mieście, a nie na jakimś szczególnym szkoleniu. W moich
młodzieńczych latach nie było tyłu możliwości, jakie dzisiaj mają dzieci. Dzięki temu naturalnie
wykształciłem w sobie te cechy, których dzieci obecnie się uczą. Grałem najpierw w kadrze
województwa gorzowskiego, a później lubuskiego, z którym zdobyliśmy Mistrzostwo Polski.
Równocześnie grę w piłkę łączyłem z trenowaniem piłki siatkowej, w której osiągałem nawet
lepsze wyniki niż podczas gry w piłkę nożną. Nawet zdobycie Mistrzostwa, wicemistrzostwa
oraz III miejsca w Mistrzostwach Polski w mini piłce siatkowej nie zmieniło moich marzeń o
byciu zawodowym piłkarzem. Wpływ na to miał też fakt, że byłem najniższy w zespole. W wieku
16 lat wyjechałem z domu rodzinnego i do dzisiaj realizuję się, grając w piłkę. W juniorach
grałem jeszcze w Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski oraz w Lechu Poznań, z którym zdobyłem
wicemistrzostwo Polski juniorów starszych. W tych wszystkich drużynach spotkałem wielu
zawodników, którzy w przyszłości stali się silnymi punktami drużyn grających w Ekstraklasie.
3) Idąc dalej, moment wejścia do seniorskiej piłki to występy w Lechu Poznań, następnie
kilka klubów z II, I ligi oraz Ekstraklasy. Jak opisałbyś ten etap swojej kariery?
R.J. : Tak naprawdę, to w wieku 16 lat zacząłem grać w seniorskim zespole Orła Międzyrzecz.
Utrzymaliśmy zespół w IV lidze dopiero po barażach. W obu spotkaniach zaliczyłem po asyście,
a dwumecz wygraliśmy 3-1. Następnie wyjechałem do Grodziska Wielkopolskiego. Po
rozpadzie klubu, udałem się do Wronek, żeby grać w Młodej Ekstraklasie Lecha Poznań.
Wiele jest różnych zdań na temat tego tworu, jednak dla mnie to było super narzędzie, dzięki
któremu udało mi się bez problemu wejść do seniorskiej piłki na wysokim poziomie. Po dwóch
latach gry w Lechu i występach w Pucharze Ekstraklasy, udałem się na wypożyczenie do GKP
Gorzów do 1 ligi. Jak ciężko było się wtedy wybić niech świadczy zabawna sytuacja. W trakcie
rundy wiosennej skontaktował się ze mną dyrektor sportowy z Gorzowa i umówiliśmy się, że
będzie obserwował moja grę w jednym z meczów Młodej Ekstraklasy. Mecz wyszedł mi nawet
nieźle, jednak po spotkaniu nie podszedł do mnie wysłannik zespołu, co było dla mnie nieco
dziwne. Okazało się, że dyrektor sportowy gorzowskiego zespołu pomylił terminy i przyjechał
dzień później, a na kolejne obserwacje nie było budżetu. W Ekstraklasie skauting raczkował, a
co dopiero w 1 lidze. W Gorzowie po 9 miesiącach zespół został wycofany z ligi przez problemy
finansowe. Pamiętam, jak po jednym z treningów pojechałem na stację paliw i kupiłem paliwo
za niecałe 15zł. Dzisiaj by to nie wystarczyło na powrót do domu. Musiałem wtedy wrócić do
Lecha Poznań, lecz dzięki temu zagrałem przy bułgarskiej w meczu sparingowym z Borussią
Dortmund z naszą „trojką Polaków” w składzie przy 40 tysiącach kibiców.
Następnie udałem się na kolejne wypożyczenie do Floty Świnoujście, gdzie rozegrałem pełne 3
sezony. W drugim z nich otarliśmy się o Ekstraklasę. Dzięki świetnym wynikom zespołu i mojej
dobrej grze, zostałem dostrzeżony przez skauta Lechii Gdańsk i zaproszony na testy do
pierwszego zespołu. Tam, pod okiem trenera Michała Probierza, zdałem pozytywnie sportowe,
jednak według lekarza nie byłem w pełni zdrowy i nie zatwierdził mi testów medycznych.
Musiałem obejść się smakiem gry przeciwko FC Barcelonie i występem przeciwko Neymarowi
w jego pierwszym meczu w nowym klubie. Na szczęście trener mnie zapamiętał i wziął do
swojego nowego klubu Jagielloni Białystok. Następnie grałem w Bytovii Bytów oraz Olimpii
Grudziądz, a od sezonu 2017/2018 wróciłem do Poznania i gram w okolicznych klubach.
4) Warto dodać, że w sezonie 2012/2013 razem z drużyną Floty Świnoujście doszedłeś do
finału Pucharu Polski. Mógłbyś przybliżyć nam okoliczności tego dwumeczu.
R. J. : Ogólnie sezon 2012/2013 był niezły. W pierwszych 15 kolejkach zdobyliśmy 40 punktów,
jednak to nie wystarczyło, aby awansować do Ekstraklasy. W tamtej edycji Pucharu Polski
najpierw wygraliśmy z Górnikiem Zabrze ze Skorupskim i Milikiem w składzie oraz Nawałką na
ławce trenerskiej 2-1. Warto nadmienić, że w tym meczu zaliczyłem dwie asysty. Następnie, po
konkursie rzutów karnych, wyeliminowaliśmy zespół Cracovii Kraków. Z dwumeczem ze
Śląskiem Wrocław też mam kilka wspomnień. Podczas rozgrzewki przedmeczowej, w trakcie
gierki wewnętrznej, rozciąłem łuk brwiowy i lekarz musiał mi założyć szwy. Na szczęście zdążył
to zrobić przed pierwszym gwizdkiem. Po meczu nasz asystent powiedział, że już nigdy więcej
na rozpoczęcie gry nie wyrzuci piłki w górę. To spotkanie świetnie nam się zaczęło. Już w
pierwszej akcji sędzia podyktował nam karnego oraz pokazał bramkarzowi Rafałowi
Gikiewiczowi czerwoną kartkę. Niestety ostatecznie przegraliśmy ten mecz, a ja zdobyłem żółtą
kartkę i kolejny mecz musiałem oglądać z wysokości trybun. Zespół Śląska rewanż rozegrał
dojrzale i gładko wygrał z naszą drużyną 2-0. Do dzisiaj mam wielki żal o te mecze, gdyż
czułem, że możemy zdziałać w tamtej edycji coś nadzwyczajnego. Nie straszne nam wtedy były
drużyny z Ekstraklasy.
5) Zatrzymując się na chwilę przy Ekstraklasie właśnie. 19. lipca 2014 rok, Twój debiut w
barwach Jagiellonii Białystok w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce, przeciwko
Lechii Gdańsk. Jak wspominasz to wydarzenie.
R.J. : Bardzo dobrze wspominam swój debiut w Ekstraklasie. Graliśmy przed własną
publicznością, na jeszcze nie do końca oddanym nowym stadionie w Białymstoku. Mecz
zakończył się remisem, a ja na swojej stronie rywalizowałem z Maciejem Makuszewskim. W
Ekstraklasie zagrałem w pierwszych 6 kolejkach, niestety to były moje jedyne występy. Na
początku września zostałem nawet wybrany do dziesiątki najlepszych transferów tamtego
sezonu, jednak ze względu na wiele różnych okoliczności nie osiągnąłem więcej i po półrocznej
przygodzie musiałem się pożegnać z klubem. Nie żałuję tego kroku, bo spełniłem wtedy swoje
marzenie. Wróciłem na drugi poziom rozgrywkowy w Polsce, gdzie rozegrałem 167 meczów.
6) Późniejsze lata to również sukces. Sezony 2017/2018 i 2018/2019 spędziłeś w Warcie
Poznań, z którą właśnie w 2018 roku wywalczyłeś awans z II do I ligi.
R.J. : Przed sezonem 2017/2018 miałem wiele propozycji od różnych klubów, jednak ja, wbrew
podpowiedziom innych ludzi z otoczenia, dołączyłem do biednej Warty Poznań. Mieliśmy
walczyć o utrzymanie, a awansowaliśmy do 1 ligi. Mieliśmy świetną drużynę, w niej spotkałem
kilku przyjaciół, z którymi wspieraliśmy się w trudnych chwilach. Znakomicie byliśmy poukładani
w obronie, a z przodu często strzelaliśmy jedną, maksymalnie dwie bramki. W 1 lidze też nie
było kolorowo, musiałem nawet chodzić do pracy, o której nie mógł dowiedzieć się trener, gdyż
zabronił nam zajmować się czymś innym niż graniem w piłkę nożną.
7) Wracając do teraźniejszych wydarzeń. Do Kotwicy Kórnik trafiłeś ponad rok temu. W
perspektywie tego czasu, jak oceniasz ten ruch?
R.J. : W piłce bardzo dużo widziałem i wiele przeżyłem, spotkałem osoby, które mnie oszukały i
ogólnie zraziłem się do tego środowiska. Nie chciałem wyjeżdżać z Poznania i przeprowadzać
się na drugi koniec Polski, żeby grać w średnio wypłacalnym klubie. Dlatego w 2020 roku
podjąłem decyzję o rezygnacji z gry w piłkę i zajęciu się wyłącznie pracą niezwiązaną z
futbolem. Miałem tylko od czasu do czasu popracować z młodzieżą. Jednak dwa dni przed
startem IV ligi przekonano mnie do trenowania i grania w Dopiewie. Tam, doświadczając na
nowo często absurdów piłki amatorskiej, na nowo odkryłem w sobie pasję do tego sportu i od
2021 roku chciałem dołączyć do stabilnego zespołu, w którym mógłbym się jeszcze rozwijać nie
tylko jako zawodnik, ale i jako trener. Po długich rozmowach i negocjacjach z Trenerem
Tomaszem Nawrotem oraz Prezesem Andrzejem Giczelą, podpisałem 1,5 letnią umowę z
zespołem. Uważam, że był to dobry wybór.
8) Szybko stałeś się jednym z liderów drużyny na boisku oraz w szatni. Kilkukrotnie
również występowałeś z opaską kapitańską. Jak oceniasz Twój wpływ na grę oraz
atmosferę zespołu? Obecny sezon dla naszej drużyny jest bardzo pozytywny. Czy
uważasz, że Kotwica może realnie myśleć o miejscu na podium na koniec sezonu?
R.J. : Naszym pierwszym zadaniem jako zespołu było utrzymanie się w IV lidze. Przyszedłem
do klubu jak było 8 punktów straty do bezpiecznej strefy, jednak dzięki umiejętnościom i czasem
szczęściu, spokojnie się utrzymaliśmy w lidze i mogliśmy spokojnie przygotowywać się do
obecnego sezonu. Od początku czułem się odpowiedzialny za wyniki drużyny i wiedziałem, że
to od nas najstarszych zawodników będzie bardzo dużo zależało. W tworzeniu atmosfery
bardzo pomocne są dobre wyniki, które osiągaliśmy, dlatego bardzo łatwo było mi wejść do
szatni. Bycie kapitanem to szczególne wyróżnienie, którego dostąpić można jak ma się
odpowiednie cechy charakteru. Uważam, że ja takie posiadam, jednak noszenie opaski nie jest
mi potrzebne do tego, aby uważać się za jednego z liderów. Moje doświadczenie bardzo często
wykorzystuję podczas gry i często podpowiadam kolegom, jak mają się ustawić i na co zwrócić
uwagę. Co do obecnego sezonu, to stać nas na wiele. My staramy się myśleć o każdym
następnym meczu i walczyć w nim o wygraną. Osobiście mam swoje cele na ten sezon i
chciałbym osiągnąć podobne wyniki ostatnich meczów co w rundzie jesiennej. Myślę, że to
spokojnie wystarczyłoby na osiągnięcie II miejsca na koniec sezonu.
9) W rozmowie z Tobą musimy poruszyć temat rzeczy charakterystycznej dla Twojej
osoby. Mianowicie dalekie, a nawet bardzo dalekie wrzuty z autu. Czynność, dzięki której
Kotwica niejedną sytuację bramkową stworzyła i nie jedną bramkę strzeliła. Skąd u
Ciebie taka umiejętność, czy było to przez Ciebie ćwiczone, czy w innych klubach
również to wykorzystywałeś?
R.J. : Myślę, że to ciężko wyćwiczona cecha. Dzięki siatkówce zyskałem siłę i moc w
kończynach górnych. Długo pracuję nad ruchomością w stawach barkowych, wykonuję wiele
ćwiczeń i zostaję po treningach po to, aby pielęgnować tę umiejętność. Zacząłem doskonalić to
zagranie w wieku 18 lat podczas treningów z trenerem Przemysławem Bereszyńskim.
Wykorzystywałem to w kolejnych klubach. We Flocie miałem co najmniej 10 asyst bezpośrednio
z wrzutów z autu. W telewizji Orange Sport nakręcili o mnie reportaż i obliczyli, że rzucam 45
metrów, a już w Ekstraklasie podczas Ligi Plus Ekstra zmierzyli, że moje zagrania lecą o wiele
dalej. Myślę, że w przyszłości mógłbym innych nauczać jak w ten sposób wykonywać stałe
fragmenty gry.
10) Kto według Ciebie był najlepszym piłkarzem, z jakim grałeś oraz przeciwko któremu
grałeś?
R.J. : Było wielu znakomitych piłkarzy, z którymi grałem, jednak mój wybór padnie na dość
nieoczywistą osobę, a mianowicie na Rafała Grzelaka i jego fenomenalną lewą nogę. Myślę, że
to wręcz nieprawdopodobne, co ten piłkarz robił na treningach z piłką. Na pewno mógł i
powinien osiągnąć o wiele więcej.
Co do najlepszego zawodnika, przeciwko któremu grałem, to nie będę oryginalny i powiem
Robert Lewandowski. Już w 2011 roku imponował siłą i szybkością. Myślę, że ten wybór jest
oczywisty.
11) Jakie plany na niedaleką przyszłość?
R.J. : Rozegrać wszystkie 8 meczów do końca sezonu i cieszyć się z urlopu, choć pewnie jak
co roku nie będę miał wiele czasu na odpoczynek.
12) Radek, jeszcze raz wielkie gratulacje za dwa wyróżnienia. Życzymy dalszych
sukcesów prywatnych oraz tych związanych z Kotwicą.
R.J. : Bardzo dziękuję, mam nadzieję, że to nie były ostatnie nagrody i będzie mi dane odebrać
jeszcze niejedną statuetkę. Bardzo bym chciał, żeby to było w barwach Kotwicy Kórnik, jednak
zobaczymy co czas pokaże. Ze swojego miejsca zapraszam wszystkich kibiców naszego
zespołu na mecze, do wspierania klubu przez obecnych i przyszłych sponsorów. Wiem, jak
powinien funkcjonować klub żeby się rozwijać i Nasza Kotwica potwierdza moje wyobrażenia.
Do zobaczenia na boisku!